loader

Zielona energia w realiach rynkowych – między potencjałem a patologią

Transformacja energetyczna, zainicjowana w duchu uniezależnienia się od paliw kopalnych i ograniczenia emisji, coraz wyraźniej napotyka granice nie tyle technologiczne, co systemowe i ekonomiczne. Choć rozwój odnawialnych źródeł energii – zwłaszcza fotowoltaiki i energetyki wiatrowej – pozostaje fundamentem unijnej polityki klimatycznej, jego szybkie tempo zaczyna destabilizować rynkowe mechanizmy, na których sam miał się opierać.

 

W Polsce, gdzie liczba instalacji OZE rośnie wykładniczo, pojawia się coraz więcej sygnałów świadczących o przeciążeniu systemu elektroenergetycznego. I choć samo zjawisko nie musi oznaczać odwrotu od transformacji, wymusza konieczność głębokiej korekty sposobu jej wdrażania.

 

Gdy energia traci wartość

Najbardziej widocznym skutkiem tej nierównowagi są coraz częstsze przypadki ujemnych cen energii na rynku hurtowym. 22 marca 2025 r. na Rynku Dnia Następnego Towarowej Giełdy Energii odnotowano poziom -429 zł/MWh. To nie ewenement, ale przewidywalna konsekwencja spiętrzenia podaży z rozproszonych źródeł, które nie są zsynchronizowane z zapotrzebowaniem systemu.

 

Wbrew powierzchownej interpretacji nie chodzi o to, że energia odnawialna „nie radzi sobie na rynku”. Problem polega na tym, że system, do którego ją wprowadzono, nie został odpowiednio przystosowany do jej specyfiki. Produkcja energii w warunkach słonecznych szczytów przy niskim popycie skutkuje koniecznością płacenia za jej niewykorzystanie. Operatorzy systemu bilansującego dopłacają za wyłączanie urządzeń, ograniczają dostawy i interweniują awaryjnie – coraz częściej w trybie permanentnym.

 

Zmienność i niepewność podważają modele inwestycyjne

Dla inwestorów oznacza to zmianę zasad gry. Modele biznesowe zakładały stopniowe wygaszanie subsydiów, stabilizację rynku i rosnące zapotrzebowanie. Tymczasem rzeczywistość przyniosła ekstremalną zmienność cen. W efekcie wzrasta ryzyko finansowe, a instytucje kredytujące stają się ostrożniejsze. Sektor, który jeszcze niedawno uchodził za bezpieczny i wspierany publicznie, zaczyna być postrzegany jako obarczony trudnym do oszacowania ryzykiem systemowym. To nie sprzyja nowym inwestycjom – zwłaszcza tam, gdzie nie ma gwarancji przychodów. Strukturalne koszty systemowe są zamiatane pod dywan.

 

Przywoływany często w debacie publicznej niski wskaźnik LCOE (Levelized Cost of Energy) dla fotowoltaiki jest pozornie korzystny, ale nie pokazuje pełnego obrazu. Nie uwzględnia kosztów zewnętrznych – utrzymywania rezerw konwencjonalnych, inwestycji w sieci, usług bilansujących czy subsydiów.

Do tego dochodzi niski współczynnik wykorzystania mocy zainstalowanej – w Polsce to ok. 10–12%. Co więcej, przy nadpodaży mocy i rosnącej liczbie ograniczeń, ten współczynnik może jeszcze spadać. Ostatecznie więc zielona energia może okazać się tania tylko w izolowanym ujęciu jednostkowym, a droga w perspektywie całego systemu.

 

Konieczność podtrzymywania konwencjonalnego zaplecza

Równoległy rozwój fotowoltaiki i utrzymywanie źródeł węglowych czy gazowych nie jest błędem, lecz wymuszoną koniecznością. System elektroenergetyczny musi posiadać dostęp do mocy sterowalnych – gotowych przejąć obciążenie, gdy odnawialne źródła nie produkują. W praktyce oznacza to istnienie „nadmiarowych” mocy, finansowanych z opłaty mocowej czy kosztów systemowych ukrytych w taryfach.

Wbrew optymistycznym deklaracjom, transformacja nie zlikwidowała tradycyjnych elektrowni – jedynie dołożyła do nich warstwę niesterowalnych źródeł, generujących dodatkowe wyzwania techniczne i finansowe. Infrastruktura nie nadąża za tempem przyłączania rozproszonych urządzeń. Przeciążone sieci przesyłowe i dystrybucyjne to kolejna bariera, która ogranicza integrację OZE. Sieci projektowane są na maksymalne, krótkotrwałe obciążenia – co zwiększa ich koszt jednostkowy. Efektywność ekonomiczna takich inwestycji staje pod znakiem zapytania. Choć koszt tych rozwiązań jest ukryty w taryfach, finalnie trafia na rachunki gospodarstw domowych i przedsiębiorstw.

 

Technologia przyszłości, koszty dnia dzisiejszego

Nie oznacza to, że należy zrezygnować z odnawialnych źródeł. Wręcz przeciwnie – fotowoltaika i energetyka wiatrowa mają olbrzymi potencjał innowacyjności. Ich efektywność technologiczna wciąż rośnie, a skalowalność jest nieporównywalna z paliwami kopalnymi. W dłuższym horyzoncie mogą funkcjonować bez wsparcia. Ale warunkiem ich zdrowego rozwoju jest rynek, który wynagradza efektywność, a nie uzależnienie od publicznych mechanizmów kompensacyjnych. Wspieranie wszystkiego i wszystkich nie jest polityką – jest jej substytutem.

Odnawialne źródła energii nie powinny być wyjęte spod logiki rynkowej. Aby ich rozwój był trwały, muszą zostać zintegrowane z mechanizmami cenowymi i kosztowymi. Rynek, który opiera się na subwencjach, rekompensatach i korygowaniu własnych błędów kolejnymi interwencjami, nie jest w stanie promować racjonalnych decyzji inwestycyjnych. Dlatego zielona energia powinna być elementem konkurencji, nie wyjątkiem od reguły. Tylko w takim otoczeniu jej potencjał – technologiczny, społeczny i środowiskowy – zostanie w pełni wykorzystany.

O autorze