Podział Polaków to nic nowego


Polacy są podzieleni – równo, jak pasy na naszej fladze. Co to oznacza?
To nic nowego. Historia Polski to historia różnic – między szlachtą a chłopstwem, konserwatystami a postępowcami, Piłsudskim a Dmowskim. Ale nigdy jeszcze nie mieliśmy tak ogromnych możliwości, by te różnice zrozumieć i nimi zarządzać – zamiast je pogłębiać.
Dziś żyjemy w czasach, gdzie polaryzacja polityczna stała się mechanizmem sprawowania władzy. Psychologia społeczna pokazuje, że kiedy polityka opiera się na tzw. teorii konfliktu grupowego (Realistic Conflict Theory, Muzafer Sherif), to sztuczne podsycanie różnic tworzy silniejsze „MY kontra ONI” – i to niezależnie od meritum sprawy (Lidl/Biedronka nawet).
To nie tylko polska specyfika – ale u nas ma wyjątkowo silne korzenie kulturowe. Efekt polaryzacji (group polarization) dodatkowo wzmacnia emocje w bańkach informacyjnych, w których porozumienie staje się niemożliwe, bo każda strona widzi świat przez inny filtr.
Ale spójrzmy na momenty, gdy politykom nie opłaca się konflikt: potrafią wspólnie napić się piwa, stanąć na jednej scenie czy razem świętować sukcesy. To znaczy, że umiejętność budowania mostów jest możliwa – tylko często nieopłacalna politycznie. Dlatego dziś ważny apel – do polityków każdej opcji:
Nie traktujcie społeczeństwa jako paliwa do swoich kampanii. Jesteśmy obywatelami, nie narzędziami. Macie wpływ na to, czy będziemy żyć razem, czy obok siebie.
A my, jako społeczeństwo obywatelskie, eksperci, liderzy opinii – mamy obowiązek nie tylko opisywać te zjawiska, ale też działać na rzecz dialogu, edukacji i wspólnoty. Nie musimy się ze sobą zgadzać, ale nauczmy się ze sobą rozmawiać.