Nic się nie zmieniło
Za nami sesja, której trudno nadać szczególnego znaczenia. WIG20 tylko zamarkował walkę o 2400 pkt krótko po otwarciu. Przez resztę dnia się byczył.
Byczył, a nie niedźwiedził ;), ponieważ indeks wciąż znajduje się na wyciągnięcie ręki od tegorocznych szczytów. Rzeczywiście, trochę dziwne, że ta ręka nie została jednak wyciągnięta, ale rynek ma swoją logikę. Ataku na szczyty oszczędziły sobie także indeksy giełd w Europie Zachodniej, które – tak jak nasze indeksy – zyskały dziś kilka dziesiętnych procent. Za mało, by mówić o fali popytu, ale wystarczająco dużo, by nie straszyć wizją korekty i odpadnięcia ze ściany strachu, po której w gruncie rzeczy się wspinają. Znów zanotowaliśmy niski poziom obrotów.
Nie było dziś specjalnie istotnych publikacji. Według ADP amerykańskie firmy zwolniły w listopadzie 169 tys. osób. Choć to najmniejsze cięcia zatrudnienia od lipca 2008 r., to jednak dane były gorsze od oczekiwań (150 tys.). Ważniejszy będzie jednak piątkowy raport z rynku pracy – do niego inwestorzy zwykle przywiązują sporą wagę.
Z braku publikacji makroekonomicznych rynek żył dziś innymi tematami. Prasa spekulowała na temat możliwości dymisji Timothy’ego Geithnera ze stanowiska sekretarza skarbu w USA, Bloomberg odnotował, że część banków stała się większa niż w 2007 roku (przed nadejściem kryzysu finansowego), a sam sektor de facto skorzystał na swoim własnym kryzysie sięgając po darmowe i nieoprocentowane środki.
Przesadnie ruchliwy nie był też dziś rynek walutowy. Euro podrożało wobec dolara o całe 0,07 proc. U nas dolar spadł do 2,72 PLN, to jest o 0,12 proc., euro do 4,10 PLN, a frank do 2,723 PLN.
Natomiast absolutnie żadne okoliczności nie są w stanie wytrącić złota z jego wzrostowego trendu. Dziś notowania kruszcu wspięły się do 1217 dolarów za uncję, wyznaczając nowy rekord notowań. Miedź zyskała 1,3 proc., a ropa potaniała o 0,6 proc.