Demografki: przeprowadzenie spisu powszechnego wynika ze zobowiązań międzynarodowych

Czy istnieje ryzyko, że odpowiedzi udzielane przez Polaków w ramach samospisu będą mniej dokładne, niż gdyby były wypełniane w obecności rachmistrza? Rozmówczynie PAP zgodnie zaprzeczają. Według nich efekt obowiązkowego samospisu będzie wręcz przeciwny – odpowiedzi udzielane w ankiecie będą bardziej wiarygodne. Zwłaszcza w pytaniach dotyczących tak delikatnych kwestii jak np. wyznania czy przynależności etnicznej. Prof. Gołata zwraca uwagę, że czasem trudno było szczerze odpowiedzieć na te pytania w obecności rachmistrza – niekiedy jest to osoba, którą respondent zna. W dodatku niejednokrotnie rachmistrz spisywał dane o członkach gospodarstwa domowego od osoby, którą akurat zastał w domu. I tak np. ojciec udzielał informacji o wyznaniu pełnoletniej córki. „A to bardzo delikatne kwestie” – komentuje prof. Gołata. I dodaje, że teraz w ramach samospisu każdy sam może udzielić odpowiedzi za siebie. W ten sposób zwiększa się szansa bezpośredniego udziału w spisie wszystkich członków gospodarstwa domowego.
„Będziemy mieć informacje z pierwszej ręki” – komentuje prof. Kotowska. Przypuszcza ona, że samospis może się cieszyć większą popularnością, niż 10 lat temu – nie tylko ze względu na obowiązek, ale i ze względu na wzrost kompetencji cyfrowych wśród ludności, co jest m.in. efektem ubocznym pandemii.
Ile nas jest?
Demografki liczą na to, że ze spisu dowiedzą się więcej o zmianach struktur rodzin i gospodarstw domowych. Liczą też na weryfikację szacunków, ile Polaków przebywa za granicą ponad 3 miesiące i jakie są ich struktury demograficzne. „Z szacunków GUS dotyczących struktury wieku tych Polaków na koniec 2018 r. wynika, że wśród kobiet nadreprezentowana, w stosunku do kraju jest grupa osób w wieku 25-39 lat, a więc także kobiet o największym wkładzie w poziom dzietności. Brak tych kobiet uszczupla nasz potencjał reprodukcyjny. One mogłyby tu być i mieć tu dzieci” – komentuje prof. Kotowska.
Choć mówi się, że liczba mieszkańców Polski wynosi ok. 38 mln osób, to z szacunków prof. Gołaty dotyczących ludności rezydującej przeprowadzonych na podstawie poprzedniego spisu wynika, że w kraju mieszka zdecydowanie mniej osób. „W moich szacunkach zabrakło ponad miliona osób w wieku 20-34 lata, a więc w wieku największej aktywności zawodowej, matrymonialnej i prokreacyjnej. Ponad 50 proc. z nich to kobiety” – mówi badaczka. Demografki dodają, że aktualna ocena tego ubytku może być dokonana na podstawie ponownej inwentaryzacji zasobów ludnościowych.
Po co ten spis?
Dane spisowe o liczbie ludności i jej strukturach są podstawą do opracowania bilansów ludności w latach między spisami, czyli szacunku stanu liczebnego ludności Polski i jej struktury na koniec czerwca i koniec grudnia każdego roku. A te wielkości wraz z liczbą rodzin i gospodarstw domowych są potrzebne do wyznaczania wskaźników demograficznych i wielu innych wskaźników ekonomiczno-społecznych.
Z danych o ludności i rodzinach oraz gospodarstwach domowych korzystają badacze, ale przede wszystkim władze administracyjne szczebla centralnego, regionalnego i lokalnego podczas podejmowania decyzji i projektowania planów rozwojowych. I tak np. na podstawie danych o ludności wyliczane są np. państwowe dotacje dla poszczególnych gmin, powstają budżety jednostek samorządu terytorialnego, przygotowywane są analizy dotyczące stabilności finansowej kraju. Kształtowana jest też polityka w zakresie oświaty, zagospodarowania przestrzennego, ochrony zdrowia, żywności, mieszkalnictwa. Z danych tych korzystają też przedsiębiorstwa i inwestorzy zagraniczni analizując rynek dla swoich usług.
Polska korzysta z dotacji unijnych, które przyznawane są m.in. na podstawie wielkość kraju i liczebność jego mieszkańców. Również liczba miejsc w Parlamencie Europejskim związana jest z wielkością populacji krajów członkowskich.
lt/ zan/
PAP – Nauka w Polsce, Ludwika Tomala