loader

Whisky w oparach historii

Znane osobistości napędzają rozwój wielu marek whisky, ale często sama historia jej powstania, region z którego pochodzi bądź sposób produkcji wystarczą, aby stworzyć historię, która wywinduje firmę na sam szczyt.
I tak, o sukcesie tajwańskiej marki Kavalan wiele już napisano i powiedziano. Niespełna 15 lat temu rozpoczęła swoją działalność gorzelnia King Car, zlokalizowana w mieście Yuanshan, w prowincji Yilan i potrzebowała zaledwie dekady, by zyskać status najlepszej whisky single malt na świecie (podczas World Whiskies Awards). Źródło jej sukcesu tkwi między innym w ekstremalnym, wyspiarskim klimacie (duża wilgotność) i wysokiej temperaturze panującej w magazynach, gdzie whisky dojrzewa szybciej, osiągając dojrzałość już po kilku latach.
Kolejną perełką ze wschodu jest hinduski Amrut. Jej beczki, podobnie jak Kavalana, trzymane są w wysokich temperaturach, które z jednej strony przyspieszają proces dojrzewania, ale powodują także znaczną utratę alkoholu. W Indiach z 200-litrowej beczki po 10-ciu latach leżakowania odparowuje aż 70 proc. objętości alkoholu, czyli z całych zasobów zostaje nieco ponad 60 litrów. Ten proces sprawia, że destylarnia musi uwzględnić w cenie butelki bardzo nieprzyjazne warunki, w których ta whisky powstaje, a każda butelka staje się swoistego rodzaju unikatem. To produkt, który mimo gigantycznego rynku zbytu w Indiach (ale głównie na tamtejszych trunki „whiskypodobne” – destylat otrzymywany z melasy, który jest rozcieńczany naturalnym spirytusem i często barwiony karmelem), w całości kierowany jest na świat. Po prostu jest zbyt drogi na tamtejszy rynek.

Podążając w kierunku kolejnych egzotycznych dla whisky rejonów, trafiamy w końcu do…. Islandii. W 2009 roku rodzina Thorkelsson założyła Eimverk Distillery. Trunki tej destylarni to ręcznie wykonane limitowane edycje, gdzie do produkcji destylatu używany jest organiczny jęczmień z upraw, należących do gorzelni. Zarówno w produkcji swoich wyrobów, jak i w ich opakowaniach, Eimverk nawiązuje do islandzkich korzeni i mitologii. Ciekawostką jest fakt, że jęczmień islandzki jest uprawiany na kole podbiegunowym. Ze względu na trudne warunki klimatyczne (panujące w tamtym regionie krótkie zimne lato) cechuje go dużo niższa zawartość skrobi niż w jęczmieniu szkockim. Stąd na butelkę potrzeba zużyć aż o 50 proc. więcej jęczmienia niż ma to miejsce w Szkocji, co nadaje alkoholowi niezwykle silny, korzenny posmak. Co ciekawe, do produkcji jednego z tamtejszych alkoholi – FLOKI Young Malt – Sheep Dung – zamiast tradycyjnego torfu do suszenia słodu używa się… owczych odchodów. Według tamtejszego Ministerstwa ds. Środowiska pozyskiwanie torfu nie jest przyjazne dla otoczenia, bowiem w trakcie jego wydobywania uwalnia się do atmosfery dwutlenek węgla. Tak oto, z pomocą przyszły owce, których w Islandii żyje cztery razy więcej niż ludzi, a ich populacja oceniana jest na ponad milion sztuk.

Podróż smakową kończymy w kolebce whisky – Europie, a dokładnie w… No właśnie, gdzie? Według jednych to Szkocja jest kolebką tego alkoholu. Pierwsze zapiski o szkockiej whisky pojawiają się w Rejestrze Królewskim z 1494 roku, gdzie opisano zamówiony przez króla Jakuba IV trunek ze słodu jęczmiennego. Z drugiej strony mnisi, którym przypisuje się początki produkcji whisky przybyli na wyspy najpierw do Irlandii, a dopiero stamtąd migrowali do Szkocji. Warto przypomnieć, że do I Wojny Światowej to właśnie irlandzka whiskey była trunkiem, który się piło na salonach, a szkocką mało kto doceniał. Późniejszy zbieg wielu różnych okoliczności spowodował, że o irlandzkiej zapomniano, a znów szkocka bardzo mocno się rozwinęła. Dziś trunki z Zielonej Wyspy odzyskują należne sobie miejsce w świecie whisky, między innymi za sprawą leżącego w samym centrum Dublina Teelinga. Marka ta znana jest w świecie whiskey od roku 1782, kiedy to Walter Teeling rozpoczął jej produkcję, dając początek trwającej 230 lat tradycji, przekazując zarządzanie destylarnią z rąk do rąk wyłącznie w obrębie rodziny. Po okresie prosperity marka zniknęła z rynku, by odrodzić się niczym Feniks z popiołów w XXI wieku. Nowa destylarnia rodziny Teeling została otwarta w 2015 roku i była to pierwsza nowa destylarnia w Dublinie od 125 lat, a już cztery lata później zdobyła tytuł najlepszej whisky single malt na świecie (Single Malt 24 YO Vintage Reserve), przerywając wieloletnie panowanie szkockich i azjatyckich alkoholi. Warto podkreślić, że na przestrzeni ostatnich czterech lat działalności Teeling zebrał łącznie ponad 200 nagród.

Pod względem liczby destylarni, ze Szkocją nie może się równać żaden inny kraj. Dlaczego z wszystkich tamtejszych destylarni warto sięgnąć po trunki marki Glenfarclas? Otóż dlatego, że od blisko sześciu pokoleń (dokładnie od 1865 roku) prowadzona jest ona przez jedną rodzinę – Grant, co w czasach globalnych koncernów, korporacji i zawirowań rynkowych jest ewenementem. Glenfarclas znaczy „dolina zielonej trawy” i była faktycznie założona – początkowo jaka nielegalna destylarnia – wśród bujnych łąk i pastwisk. Legalna historia destylarni Glenfarclas zaczęła się w 1836 od Roberta Hay. Po jego śmierci w 1865 roku farmę zakupił jego sąsiad, zamożny farmer, John Grant. Kupił on farmę z destylarnią za niecałe £512. Położona w miejscowości Ballindalloch w rejonie Speyside, jako jedna z niewielu nadal stosuje metodę bezpośredniego podgrzewania alembików, natomiast do maturacji używa wyłącznie beczek po Sherry, co czyni smak ich whisky niepowtarzalnym i trudnym do podrobienia. Ofert kupna i prób przejęcia rodzina Grantów przetrwała już wiele, zyskując pokaźne grono fanów na całym świecie.

Niemal każda dostępna na rynku whisky, poza wyjątkowym bukietem smaków i aromatów, posiada własne, unikalne „DNA”, co czyni je atrakcyjnym produktem i obiektem atencji koneserów z całego świata. Budowanie strategii sprzedaży i marketingu opartej na takiej historii to czysta przyjemność!

author avatar
Tudor House LTD. Sp. z o.o.

1 2

O autorze