loader

Paryska bohema w Sopocie – Nagość za 152 mln dolarów

  1. Jędrny orient w Sopocie

„Jędrny przemyślany realizm” – pisano w latach 20. o dorobku Szymona Mondzaina, artysty urodzonego w obecnym województwie lubelskim, a kursującego regularnie między Paryżem a Algierią. Wystawieni na kwietniową aukcję „Geografowie” z progiem 36 tys. złotych trafili na płótno co prawda w 1955 r., ale wciąż jako dokument tego, jak orient pasjonował francuskich kolekcjonerów przed wojną. Olejny obraz, wykonany jako projekt muralu do jednego z algierskich miast, właściwie oddaje to barwne przemieszanie – z jednej strony układ jest jakby z dawnego europejskiego malarstwa, z drugiej wnętrze jest nowocześnie oszczędne, a do tego pręży się w nim arlekin o rysach wskazujących na północnoafrykańskie korzenie. Mimo upodobania sobie przez malarza tego krańca kontynentu, głównym rynkiem jego prac jest Francja – w ostatniej dekadzie wylicytowano tam ponad połowę jego obrazów, a paryski rekord wyniósł 22 tys. euro.

  1. Artyści w brzęczącym ulu

Przemieszczając się poprzez obrazy między południem Francji a północną Algierią, zbyt łatwo byłoby pominąć samo centrum – miejsce jednocześnie ciasne, przepastne i dziwne, tzw. La Rucheo dachu w kształcie chińskiego kapelusza. czasem było to jedyne miejsce znane przez przybywających artystów. Chaime Soutine, który przyjechał do Paryża w 1913 r., znał tylko owe trzy słowa: Passage de Danzig– cytuje za Arturem Winiarskim katalog Sopockiego Domu Aukcyjnego. Pod numerem 2 mieściła się słynna rotunda La Ruche– po francusku ul – a było to niewątpliwie najtańsze miejsce do zamieszkania dla artystów– ciągnie opis Anna Masztalerz-Gajda, wymieniając całe muzeum dzisiejszych klasyków, którzy nocowali albo w rotundzie, albo w jednym z blisko stu czterdziestu przyległych do niej baraków i lichych dobudówek. Sam pawilon, zwieńczony w orientalnym stylu, powstał na okoliczność Wielkiej Wystawy Światowej w 1900 r. – zaprojektował go Gustave Eiffel, a wystawowe tłumy degustowały w nim wina.

  1. Nie ma takiego stylu!

Przyjmując do wiadomości, że zarówno wspomniany już Kisling czy Hayden i Modigliani przesiadywali w tej samej niewielkiej kawiarni, a nocowali pod jednym, przepuszczającym wiatr dachem, można mylnie przypuszczać, że ich malarstwo jest stylistycznie bliźniacze. Owszem, trudno nie zauważyć niektórych oddziaływań, ale nie da się mówić o żadnym jednorodnym stylu szkoły paryskiej, czego doskonale dowodzi wystawiony na aukcję pejzaż Haydena z lat 20. „Wzgórze Six-Fours w pobliżu Sanary” licytowane będzie od progu 48 tys. złotych, jako istotny przykład artystycznej przemiany – początkowo ściśle związany z kubizmem Henryk Hayden zdecydował się porzucić nurt i malować przyrodę oświetloną miękko jak u dawnych mistrzów. Dla inwestora mniej pochłoniętego tematem: o kubizmie mówi się, kiedy wszystko jest kanciaste, a malowane jabłko czy gazeta widziane są z kilku stron na raz.

 Na koniec śmierć?

Niekoniecznie, bo osadzając historię w fantazji artystów, nawet pojedynek na śmierć i życie mógł dla obu stron zakończyć się względnie pomyślnie. Żeby na końcówkę przeglądu szkoły paryskiej nie przypadł jednak pejzaż rozleniwiający oczy, można powrócić do wybuchowego epizodu z życia Kislinga: w 1914 r. stoczył w Lasku Bulońskim pojedynek na szpady i pistolety z Leopoldem Gottliebem, podczas którego sekundantem był Diego Rivera. Gottlieb był polskim malarzem z dzisiejszych terenów Ukrainy, Kisling niewątpliwym „księciem Montparnassu”, a Diego Rivera najbardziej meksykańskim muralistą wszystkich czasów, którego zatrzymać – choć z przerwami – udawało się tylko Fridzie Kahlo.

Weronika A. Kosmala, Alternatywne.pl

 

1 2

O autorze