Co dwudziesta spółka drożała…
Łatwo dziś epatować mocnymi tytułami komentarzy giełdowych. Statystyka mówi sama za siebie. Akcje siedemnastu spółek w górę, 323. w dół, bez zmian trzynaście.
Na akcje spółek, które dziś traciły na wartości przypadło 1,62 mld PLN obrotów, na pozostałe nieco powyżej 8 mln PLN. Przygniatającą przewagę podaży widać więc jak na dłoni, zaklinanie korekty nie dało żadnego skutku – przyszła i co ciekawe, w momencie w którym wielu obserwatorów się jej spodziewało, zgodnie z układem kalendarza (wrzesień jest zwykle trudny dla rynków). Przyczyny? Kurtyna opadła, a inwestorom z świetlanej wizji przyszłości zostały tylko zgliszcza – bez wzrostu zatrudnienia nie ruszy żadna gospodarka wolnorynkowa, bo ostatecznym odbiorcą każdej produkcji – od samolotów pasażerskich, po pożyczkę bankową – jest zawsze konsument. Gdy on nie ma ochoty (lub możliwości) wydawania pieniędzy, żadne programy rządowe nie wystarczą. A – o czym zaczyna się ponownie mówić – mogą przeszkodzić w wyjściu z recesji, jako że zaciągnięte zadłużenie obciąża przecież kieszeń podatnika, a więc tego właśnie konsumenta, na którym wszystkim tak zależy.
Przebieg sesji jak u Hitchcocka- najpierw trzęsienie ziemi, a później napięcie narasta. Końcówka nie była jednak wyzwalającym finałem, lecz raczej ucieczką z kina co bardziej wrażliwych widzów. Gwałtowna korekta jest chyba jednak najlepszym, co może spotkać rynki nabrzmiałe od marzeń o bliskim ożywieniu gospodarczym. Szybko mogą znaleźć się chętni do łapania dołków, co ustabilizowałoby sytuację. Gorzej, jeśli rynek zaczną opuszczać inwestorzy, którzy akumulowali akcje z planem ich odsprzedaży za kilka lat. Jednak ich działania nie są nacechowane gwałtownością, a raczej systematycznością. Więc z dwojga złego, lepiej że rynek spada gwałtownie, niż miałby się dostojnie osuwać. Miejsca na korektę jest sporo. Pierwszym wsparciem dla WIG20 są okolice 2030 pkt (dolne ograniczenie konsolidacji z sierpnia), inwestorzy operujący w dłuższym terminie mogą ewakuować się poniżej 1800 pkt. (ograniczenie konsolidacji z maja). O ile nie dojdą wcześniej do wniosku, że zarobili już dość i na kilka kwartałów wystarczy tych emocji.
Dane z USA były mieszane, ale rynek skupił się na tych mniej korzystnych, czyli na wzroście liczby utraconych miejsc pracy (według ADP). W tym kontekście idealnym rozwiązaniem byłyby lepsze dane oficjalne. Ale to dopiero w piątek.
W Europie spadki nie były tak gwałtowne jak u nas i na Węgrzech. Tym bardziej więc możemy przypisać je zagranicznemu kapitałowi spekulacyjnemu, którego szkoda jakby mniej. W Stanach po otwarciu S&P poniżej 1000 pkt, też nie ma tragedii. Nie tak łatwo wywołać panikę na rozwiniętych rynkach.
Złoty w zasadzie nie zmieniał wartości, jej utratę przeżywał wczoraj i rano (po południu było już lepiej).
Złoto skorzystało z niepewności na rynkach i skoczyło o 1,6 proc. do poziomu najwyższego od początku czerwca (973 USD za uncję). Ropa i miedź próbowały z sukcesem ustabilizować notowania po wczorajszej klęsce.
Słowem – na świecie nie wygląda to tak źle jak u nas, więc jest szansa na uspokojenie na GPW już na czwartkowej sesji. O ile do tego czasu nic się nie zmieni.