loader

Ekspert ds. bezpieczeństwa radzi, jak reagować, by nie dopuszczać do przemocy

Rozumiem, że mówiąc o gazie i piszczykach odwołuje się pan już nie tylko do przemocy domowej, lecz znacznie szerzej, do różnych możliwych sytuacji z użyciem przemocy. Czy najczęściej mają one charakter kryminalny?

 

Niekoniecznie. Sprawcami tzw. przemocy ulicznej oczywiście nierzadko są kryminaliści, ale chyba jednak częściej są nimi tzw. zwykli ludzie. Wystarczy, że zwrócimy komuś uwagę, np. że powinien założyć maseczkę, że nie powinien śmiecić, że otworzył okno w tramwaju, czy też zareagujemy słownie na jakiś akt wandalizmu albo staniemy w czyjejś obronie. W praktyce już nawet takie zwrócenie komuś uwagi lub tylko odezwanie się w czyjejś obronie może wywołać agresję i doprowadzić do czynnej napaści na nas, gdyż jest często odbierane przez innych jako atak lub zagrożenie.

 

Myślę, że każdy doświadczył kiedyś podobnej sytuacji. Jeśli jednak, pomimo związanego z tym ryzyka, chcemy zwrócić komuś uwagę lub stanąć w czyjejś obronie, to jak powinniśmy to zrobić?

 

Jeżeli już zwracamy komuś uwagę, to najlepiej zrobić to w sposób łagodny, proszący, jednocześnie podając jakiś konkretny powód (uzasadnienie) swojej prośby. W ten sposób pozwalamy agresorowi m.in. na wyjście z twarzą z trudnej sytuacji. Czyli np., gdy ktoś otworzył zimą okno w autobusie bez pytania innych o zgodę, to można go poprosić: „Przepraszam pana bardzo, jestem chory, jest mi zimno, boję się, że się przeziębię, czy byłaby taka możliwość, aby zamknąć to okno?” Zwracamy więc komuś uwagę grzecznie, z szacunkiem, podając konkretny powód, nawet wymyślony (czyli jakąś przekonującą „legendę”), a na końcu pytamy czy mógłby zamknąć to okno. Wtedy dajemy tej osobie władzę, on staje się decydentem i może wyjść z tego z twarzą. W niektórych przypadkach skuteczne może się okazać inne postępowanie, czyli np. posłużenie się językiem sprawcy: „weź, no co ty odpier…, zamknij to okno!” Jest to jednak bardziej ryzykowny i konfrontacyjny sposób, który może doprowadzić do eskalacji przemocy. Zwłaszcza w sytuacjach publicznych może to wywołać odwrotny skutek, bo gdy inni ludzie patrzą na jakąś sytuację, to wtedy agresor jest poddany dodatkowej presji. Żeby w swoim mniemaniu nie wyjść na pośmiewisko, może on wtedy zareagować ostrzej niż w sytuacji sam na sam.  Ponieważ ryzyko eskalacji przemocy w takich sytuacjach jest całkiem spore, to kluczową kwestią jest właściwa ocena sytuacji.

 

Oszacowanie ryzyka i przewidzenie możliwych scenariuszy rozwoju wypadków w takiej sytuacji jest jednak dość trudne. Np. widzimy, że ktoś sika na naszej klatce albo jakiś podejrzany typ kręci się koło naszego samochodu: na jakiej podstawie mamy podjąć decyzję czy warto interweniować czy nie?

 

Zawsze w tego typu sytuacjach należy zacząć od oceny, czy mamy pole ucieczki, na wypadek gdyby ktoś komu zwrócimy uwagę, np. wyjął nóż. Musimy też ocenić realnie swoje siły w porównaniu do tego kogoś: czy jesteśmy w stanie się obronić albo obezwładnić kogoś w razie ataku. Jeśli nie ma możliwości ucieczki, a potencjalny agresor jest od nas większy i silniejszy, to oczywiście lepiej sobie odpuścić, wycofać się i dopiero gdy jest się już w bezpiecznym miejscu, to można ewentualnie podjąć jakieś działanie. To nie są sytuacje zero – jedynkowe. Nie mam więc tutaj uniwersalnych rekomendacji.

 

W jeszcze gorszej sytuacji, gdy np. jesteśmy świadkami rozboju czy gwałtu, ryzyko związane z naszą potencjalną interwencją wydaje się być dużo większe. Rozumiem, że wtedy, o ile nie jest się Brucem Lee, należy po prostu się ukryć i zadzwonić po policję?

 

Jeśli natkniemy się na taką sytuację, gdzie np. trzech napastników gwałci kobietę, to raczej nie decydujemy się na bezpośrednią, fizyczną interwencję. Ale można wtedy spróbować zadziałać z bezpiecznej odległości, żeby przerwać ich działanie i uratować kobietę przed gwałtem, za pomocą mocnego komunikatu czy nawet blefu: „Halo, przecież to się wszystko nagrywa, czy chcecie trafić za kratki?” Albo po prostu: „Halo, przestańcie natychmiast, już tutaj jedzie policja!” Oczywiście nawet takie działanie jest ryzykowne, bo przecież agresorzy mogą się wtedy na nas rzucić. Trzeba więc najpierw dobrze oszacować sytuację i zapewnić sobie bezpieczeństwo, a następnie jak najszybciej zawiadomić policję. Dobrą praktyką będzie również poinformowanie osoby najbliższej o tym, gdzie się znajdujemy i o tym, co się dzieje.

 

A może lepiej z bezpiecznej odległości krzyczeć: pomocy, ratunku, gwałcą! Czyli spróbować wezwać na pomoc ludzi z najbliższego sąsiedztwa.

 

To raczej nie zadziała. W każdym razie może być mało skuteczne, zwłaszcza gdy jest się w miejscu słabo zaludnionym. Doświadczenie wskazuje, że gdy się chce zaalarmować ludzi i skłonić ich do wyjścia z domu, to najlepiej jest wołać: „Uwaga, pali się, pożar, ratunku!”

 

Ludzie, niestety, słabo reagują na inne nawoływania. W kontekście gwałtów warto jeszcze dodać, że wbrew pozorom dochodzi do nich nie tylko w przysłowiowych krzakach, lecz często także w mieszkaniach czy biurach (badania wskazują, że większość sprawców gwałtu to osoby, które ofiara znała – przyp. red.).

 

Ponadto chciałbym zaznaczyć, że w sytuacji sam na sam z napastnikiem panie nie są wcale bez szans na wyjście z próby gwałtu obronną ręką. I to często bez użycia siły. Podam przykład. Jedna pani robiła kiedyś wywiad z pewnym mężczyzną. W pewnym momencie ten pan zamknął drzwi swojego lokalu i powiedział: „A teraz się zabawimy, do rana będziemy razem wyczyniać cuda…” Kobieta jednak intuicyjnie zareagowała na to blefując: „Ale ja powinnam już wyjść, bo mój mąż czeka na dole w aucie i skoro mam zostać u pana na noc, to muszę pójść mu powiedzieć, żeby jednak na mnie nie czekał”. I tamten facet ją wypuścił.

 

W innej podobnej sytuacji kobieta powiedziała: „OK, ale proszę najpierw idź się chociaż wykąp”. Wtedy on poszedł się kąpać, a ona uciekła. Nierzadko więc człowiek intuicyjnie wynajduje dobre rozwiązania, które go ratują i to bez użycia siły. I to jest oczywiście najlepsza opcja. Z rozwiązaniami siłowymi wiąże się zawsze spore ryzyko utraty zdrowia lub życia.

 

A co by pan radził zrobić w sytuacji, gdy zostaniemy napadnięci w jakiejś ciemnej uliczce albo bramie?

 

W razie napadu najlepiej jest dostosować się do poleceń napastnika. Czyli np. oddać mu pieniądze czy telefon, jeśli tego zażąda. Naprawdę nie warto ryzykować życia i zdrowia dla portfela czy paru złotych. Musimy pamiętać, że po drugiej stronie też jest człowiek, na którego również działają silne emocje. Tak, trzeba sobie uświadomić, że w chwili napadu sprawca też działa w wielkim stresie. Dlatego bardzo ważne jest, abyśmy swoim postępowaniem sprawili, aby agresor poczuł, że jest panem sytuacji. Jeśli tak się nie stanie, to istnieje duże ryzyko, że z powodu silnych emocji, stresu i napięcia napastnik wyrządzi nam krzywdę, nawet jeśli wcale tego nie planował. Paradoksalnie więc najlepiej jest sprawić, żeby sprawca szybko poczuł się bezpiecznie. Zwłaszcza, że przecież nie wiemy do końca, co nim powoduje, jak bardzo jest zdeterminowany i czy działa sam. W ten sposób zwiększamy szanse na wyjście z tego zdarzenia bez uszczerbku dla zdrowia. Radzę też w takiej sytuacji nie patrzeć natarczywie sprawcy w oczy, ani go natarczywie nie obserwować. To może być dla niego prowokujące. Lepiej spuścić wzrok. Generalnie, w większości tzw. sytuacji zakładniczych, w ciągu pierwszej godziny ich trwania istnieje największe ryzyko utraty zdrowia lub życia. Dopiero gdy sprawca poczuje, że nic mu z naszej strony nie zagraża, to po pewnym czasie stopniowo przestaje na nas zwracać uwagę. Wtedy z czasem zyskujemy szansę dowiedzenia się o co mu właściwie chodzi.

 

Rozumiem, że mówimy tu o pierwszej fazie sytuacji, w której ktoś wziął nas na zakładnika podczas jakiegoś napadu albo zamachu. A co powinniśmy robić w kolejnej fazie?

 

W drugiej fazie, w której sytuacja się nieco uspokaja, zakładnicy muszą się „uczłowieczyć”. Chodzi o to, żeby sprawca napadu zobaczył w nich żywych ludzi, a nie tylko karty przetargowe czy pionki w grze. Człowieka jest bowiem trudniej zabić niż pionka. „Uczłowieczać” możemy się poprzez odpowiednie komunikaty, np.: „Przepraszam, źle się czuję czy mogę skorzystać z toalety? Albo: Przepraszam, miałem dziś zawieźć swoją mamę do lekarza, ona na pewno się martwi tym, że się nie pojawiłem o umówionej porze, czy mógłbym do niej zadzwonić i powiedzieć jej o tym, że będziemy musieli przełożyć wizytę na inny dzień?”.

 

Dzięki umiejętnej grze psychologicznej możemy więc sprawić, że napastnik szybko poczuje się panem sytuacji i się uspokoi, dzięki czemu zacznie myśleć bardziej racjonalnie i będzie mniej skłonny do zrobienia nam krzywdy. Brzmi zachęcająco, ale czy to działa nawet, gdy trafimy na bardzo inteligentnego i wyrachowanego sprawcę?

 

Oczywiście stuprocentowej skuteczności nie można zagwarantować. Rozwój sytuacji zakładniczej zależy bowiem od bardzo wielu czynników. Nie na wszystkie mamy przecież wpływ i nie wszystkie też znamy. Jedno tylko wydaje się pewne: im większe emocje buzują u napastnika, tym większe jest ryzyko, że zrobi nam krzywdę. Dlatego warto postarać się o to, żeby jak najszybciej się uspokoił i poczuł, że kontroluje sytuację. Z doświadczenia wiadomo, że z czasem zakładnicy mogą nawet zmienić swój stosunek do sprawy, z negatywnego na pozytywny i odwrotnie. Ten fenomen znany jest jako syndrom sztokholmski. Historia dowodzi też, że nawet w zetknięciu z najgroźniejszymi terrorystami czy kryminalistami można przeżyć i doprowadzić do pozytywnego rozwiązania. To m.in. w tym celu służby specjalne i mundurowe zatrudniają profesjonalnych negocjatorów.

 

A wracając jeszcze do napadu w ciemnej uliczce: czy warto poprosić napastnika o oddanie nam np. ważnych dokumentów, które są w portfelu?

 

W pierwszej fazie incydentu, najbardziej nerwowej i stresującej dla sprawcy, taka prośba może nie zadziałać. Lepiej więc z tym zaczekać na bardziej odpowiedni moment, czyli taki, w którym sytuacja nieco się uspokoi i opadną największe emocje. Czasem udaje się wciągnąć sprawcę do rozmowy i go zagadać, np. prosząc go o coś i jednocześnie podając jakieś przekonujące uzasadnienie dla swojej prośby. Może to zwiększyć szansę pozytywnego zakończenia sytuacji kryzysowej, ale nigdy nie wiadomo z kim tak naprawdę mamy do czynienia i w jakim kierunku potoczy się taka konwersacja. Może być bardzo różnie, włącznie z tym, że trzeba jednak będzie ratować się ucieczką lub kontratakować.

 

Kolejny przejaw agresji w codziennym życiu to tzw. jazda na zderzaku i inne niebezpieczne czy prowokacyjne zachowania kierowców na drodze. Jak wtedy reagować?

 

Jazda na zderzaku stwarza poważne zagrożenie dla zdrowia i życia wielu uczestników ruchu drogowego. Ci, którzy ją uprawiają, są więc potencjalnymi zabójcami. To jakby wyciągnąć broń i strzelać na oślep.

 

Czasem nawet się zdarza, że taki pirat zajedzie nam potem drogę i zmusi do zatrzymania albo wyskoczy do nas na światłach? Co wtedy?

 

Ktoś, kto świadomie naraża życie i zdrowie innych ludzi, nie jest dla nas partnerem do rozmowy. Nie uchylałbym więc w takiej sytuacji okien, ani nie otwierał drzwi. Nie wdawałbym się w dyskusję, ani tym bardziej w jakieś pyskówki. Powstrzymałbym się też od wszelkich konfrontacyjnych gestów i słów, żeby nie eskalować napięcia oraz agresji, która może zostać skierowana np. na nasze auto. Lepiej tonować emocje, zamknąć się w środku auta i jak najszybciej odjechać. Nie jest to czas i miejsce na dyskusję. Dobrze jest mieć na takie okazje kamerkę w samochodzie.

 

Czy spodziewa się pan w pandemii i po pandemii wzrostu agresji w społeczeństwie, w naszych domach i na ulicach?

 

Niestety tak. Ludzie popadają w coraz większe kryzysy. Wiele osób sobie nie radzi i ten problem będzie narastał, także wtedy, gdy z pozoru sytuacja już się unormuje. W nowej, postpandemicznej rzeczywistości z pewnością okaże się, że nie jest już tak dobrze, tak samo jak wcześniej. Okaże się, że tyle cierpieliśmy, żywiliśmy się nadzieją na powrót do normalności, a życie po pandemii nie będzie wcale lepsze, lecz inne, trudniejsze. Pojawi się np. problem z tzw. „bumerangami”, czyli osobami dorosłymi, które wyprowadziły się z domów rodzinnych, a teraz zmuszone będą do nich wrócić, z powodu braku środków do życia. Dla tych ludzi świat się więc jakby zawali. Obawiam się, że brak wsparcia psychologicznego w okresie pandemii czy też po niej lub choćby samoświadomości psychologicznej może mieć wpływ m.in. na wzrost liczby samobójstw. W związku z tym, nie bójmy się i nie wstydźmy korzystać z porad fachowców.

 

Rozmawiał: Wiktor Szczepaniak, zdrowie.pap.pl

author avatar
Capital24.tv
Capital24.tv - Nakręcamy biznes! Capital24.tv to pierwsza w Polsce internetowa telewizja biznesowa, która dostarcza wartościowe informacje, analizy oraz ekspertyzy związane z rynkiem gospodarczym i finansowym. Serwis został stworzony przez zespół doświadczonych dziennikarzy i ekspertów, którzy prezentują treści w przystępnej i atrakcyjnej formie. Platforma umożliwia firmom założenie bezpłatnych profili, na których mogą publikować wiadomości, zdjęcia, podcasty oraz wideo, a także zintegrować je z kontem na YouTube. Dzięki licencji Creative Commons, treści zamieszczone na Capital24.tv są dostępne dla dziennikarzy i blogerów do bezpłatnego pobierania i udostępniania, co sprzyja szerzeniu wiedzy na temat polskiego biznesu i rynku kapitałowego.

1 2

O autorze